2040
Nowy produkt
Tę książkę, adresowaną przede wszystkim do osób zainteresowanych zawodowo końmi czystej krwi – a takowych z roku na rok przybywa (w PRL prawo hodowli tych wyjątkowo urodziwych rumaków było zastrzeżone dla państwa, a wyjątkiem potwierdzającym regułę był jedynie ś.p. Zygmunt Braur, utrzymujący niewielkie stadko w pobliżu siarkowego zagłębia pod Tarnobrzegiem) – czytałem z nostalgią.
12 Przedmiot Przedmioty
W magazynie
Ostatnie egzemplarze!
Data dostępności:
ONE TWORZYŁY PIĘKNO - Krystyna Chmiel
Tę książkę, adresowaną przede wszystkim do osób zainteresowanych zawodowo końmi czystej krwi – a takowych z roku na rok przybywa (w PRL prawo hodowli tych wyjątkowo urodziwych rumaków było zastrzeżone dla państwa, a wyjątkiem potwierdzającym regułę był jedynie ś.p. Zygmunt Braur, utrzymujący niewielkie stadko w pobliżu siarkowego zagłębia pod Tarnobrzegiem) – czytałem z nostalgią.
Odbiorca: :
* Pola wymagane
lub Anuluj
Tę książkę, adresowaną przede wszystkim do osób zainteresowanych zawodowo końmi czystej krwi – a takowych z roku na rok przybywa (w PRL prawo hodowli tych wyjątkowo urodziwych rumaków było zastrzeżone dla państwa, a wyjątkiem potwierdzającym regułę był jedynie ś.p. Zygmunt Braur, utrzymujący niewielkie stadko w pobliżu siarkowego zagłębia pod Tarnobrzegiem) – czytałem z nostalgią.
Wiele jej bohaterek widziałem bowiem na własne oczy. Słodki smak dyletanctwa. Doskonale pamiętam je ze służewieckiego Toru Wyścigów Konnych, gdzie w dekadach drugiej Polski i władzy w mundurach z orłem bez korony spędziłem niejeden weekend. I niejednokrotnie opychałem się wuzetkami, względnie szarlotkami serwowanymi mi przez niektórych entuzjastów podkutego hazardu, szczególnie tych rozpaczliwie poszukujących szansy na odkucie się w totalizatorze, a więc korzystających nawet z podpowiedzi kompletnego dyletanta hippicznego, jakim wówczas byłem (a miedzy nami mówiąc, jakim również i dzisiaj jestem).
Przypominam sobie na przykład słodką ucztę, podlewaną po raz pierwszy w życiu tonikiem, po trafieniu przez nieodżałowanego Tadeusza Pajdę (sekretarza redakcji ś.p. „Expressu Wieczornego"), porządku „arabskiego": Willa – Estragon, który mu wskazałem na pięć minut przed pójściem bomby w górę. O ile mnie pamięć nie myli, redaktor jako jedyny gracz udał się po tej gonitwie do kasy. Zapamiętałem wysokość wypłaty – 8 tysięcy 799 złotych (w połowie dekady raju na kredyt średnia płaca wynosiła nieco więcej niż 1/2 tej kwoty) – oraz decyzję zwycięzcy, że końcówkę wygranej przeznaczy na nagrodę dla mimowolnego typera, ergo mnie, i na bukiet dla powracającej akurat z muzycznych wojaży małżonki, Zdzisławy Donat, najsławniejszej chyba divy operowej z epoki PRL-u, niezrównanej zwłaszcza jako Królowa Nocy w „Czarodziejskim Flecie" Wolfganga Amadeusza Mozarta.
Top-modelki na czterech kopytach. Choć wyścigi koni czystej krwi zazwyczaj stanowiły jedynie dodatek do rywalizacji folblutów i gros bywalców Służewca traktowała je z dezynwolturą, zawsze ceniłem zmagania eterycznych rumaków. Imponowały mi dzielnością, wytrzymałością, urodą… Na paddocku Sarenka, Orgia, czy Arra, bezkonkurencyjne w swoich rocznikach klacze, prezentowały się niczym top-modelki, lecz moim ulubieńcem był wzmiankowany przez profesor Krystynę Chmiel Amur. Ten ogier zauroczył mnie sportową długowiecznością oraz… karą maścią, niezwykle rzadko spotykaną wśród arabów.
Autorka, profesor, publicystka i właścicielka niewielkiego stada arabów na Zamojszczyźnie (a przed laty amazonka podczas porannych galopów na torze służewieckim w stajniach Stefana i Zbigniewa Michalczyków oraz Leona Chatizowa) rozkłada w książce na czynniki pierwsze progeniturę najbardziej zasłużonych dla rodzimej hodowli klaczy, które po roku 1939 zapoczątkowały czynne do dziś linie żeńskie.
Sekrety alkowy. W gąszczu drobiazgowych informacji o czworonożnych babciach, matkach, córkach i wnuczkach – informacji inkrustowanych esencjonalną wiedzą dotyczącą przebiegu ich karier wyścigowych, cyrkowych, sportowych, tudzież osiągnięć aukcyjnych, względnie macierzyńskich – znaleźć można niemało smakowitych ciekawostek. Choćby takowa, traktująca o anomaliach cielesnych Sanosa, który „nie nadawał się do użytkowania hodowlanego w żadnej formie, gdyż był wnętrem obustronnym (ogier, któremu jądra nie zstąpiły do moszny, tylko pozostały w jamie brzusznej [jeśli jedno – to jednostronny]. Wnętry obustronne są bezpłodne, gdyż wysoka temperatura w jamie brzusznej zabija plemniki, ale hormony wydzielają się do krwi, ogiery takie bywają więc pobudliwe)".
Dowiadujemy się również, że największymi „ogierami" pośród reproduktorów były: „Banzaj rozsławiony głównie dużą pobudliwością płciową – do krycia wychodził na dwóch nogach, ciągnąc za sobą masztalerzy trzymających go na lonżach" oraz Czako, syn Banata – „poza sezonem kopulacyjnym wyładowywał nadmiar energii, kalecząc sam siebie".
Poznajemy charakterystykę Bandoli, klaczy wyjątkowo zasłużonej dla arabistyki na czterech kopytach: „Do końca swego 35-letniego życia, którego długość stanowi niepobity dotąd rekord Polski, stanowiła żywą atrakcję stadniny w Janowie Podlaskim, dokąd przeniesiono ją z Albigowej.
Z właściwą koniom arabskim inteligencją szybko skojarzyła, że skupia na sobie zainteresowanie zwiedzających, toteż na widok aparatu fotograficznego sama chętnie ustawiała się do zdjęć, eksponując swoje najkorzystniejsze cechy. Nawet w ostatnich latach życia, mimo postępującej łękowatości grzbietu i trwale „zimowej" sierści, demonstrowała suchą, szczupaczą głowę z dużym, czarnym okiem i rozdętym nozdrzem, jak też dumnie noszony ogon, który na pokaz celowo stroszyła. Świadoma swojej wartości, po zakończonym pozowaniu „inkasowała" zasłużony cukier, który potrafiła dobrze zgryźć – do śmierci zachowała niestarte zęby".
Unikatowy charakter polskiej hodowli koni czystej krwi arabskiej zawdzięczamy ciągłości rodowodów, sięgających czasów napoleońskich. Genealogia sprawia, iż często wygrywamy rywalizację z czworonożnymi wychowankami bliskowschodnich emirów czy szejków oraz amerykańskich i zachodnioeuropejskich miliarderów.
„Nie dopuśćmy do roztrwonienia tych skarbów, na które pracowały pokolenia naszych przodków" – brzmi jakże celna konkluzja tego uroczego (także pod względem szaty graficznej) tomu.
Książka, opatrzona archiwalnymi zdjęciami, to jedna z tych pozycji, które powinny znaleźć się na półce każdego „arabiarza”. Tak mówi o niej Krzysztof Czarnota, autor m.in. bestsellerowej powieści „Niosąca radość”: Wiele osób pisze o arabach jako o czempionach, reproduktorach, czy też bezdusznych „jednostkach hodowlanych”. Krystyna Chmiel ma rzadki i niezwykły dar bardzo osobistego pisania o koniach. Dzięki błyskotliwym uwagom oraz barwnym anegdotom, wspaniałe klacze, znane tylko z genealogicznych tablic, stają przed naszymi oczami jak żywe. One niewątpliwie tworzyły piękno (dodałbym, że także i dzielność), ale piękno polskiej hodowli tworzą również takie publikacje.
Ilustracje: Małgorzata Świertok
Autor: Krystyna Chmiel
Format: 15 x 23 cm, stron: 156, oprawa: twarda.